obywatelle (she/her)

  • 29 Posts
  • 102 Comments
Joined 5 years ago
cake
Cake day: July 28th, 2020

help-circle

  • No właśnie ten napalm nic nie dał. To była ironia wojny Wietnamskiej - potężny pokaz siły doprowadził tylko do katastrofy ekologicznej, ale jej skutki spijały przyszłe pokolenia.

    “USA ma dużo ruchów, może wiele państw ze złożami podociskać, pewnie któreś się ugnie. Ukraina niema ruchów.”

    No właśnie nie mają aktualnie kogo dociskać. Ameryka Południowa już się gróźb nie boi, bo w razie czego pójdzie do Chińczyków po protekcję i ją dostanie. Myślę że jest trochę do ugrania. I NATO przestanie być mrzonką kiedy ktoś przytomny stwierdzi w USA, że muszą jakoś swoje fabryki móc obronić. A nawet jeśli nie uda się wariant maksimum, trzeba negocjować co się da.

    Potrafiliby się odgryźć nie tylko atomem

    Jest dużo analiz sugerujących, że Rosja ma w tej chwili prawie zerowy potencjał atomowy. Owszem, posiada głowice, ale najpewniej wypstrykała się ze sprzętu, który mógłby wznieść je w powietrze i dostarczyć do miejsca przeznaczenia w jednym kawałku. Komedią z ‘Oriesznikiem’ pokazali zresztą, że pobite gary, więc ja w te analizy chwilowo wierzę. Jedyne co mogą zrobić, to wykorzystać jakieś swoje proxy do odpalenia brudnej bomby. Ale retaliation będzie już wtedy na prawdziwe. Nawet Putin nie jest takim samobójcą.

    Bo to nie jest tak jak polskie media forsują, że jak rosja wejdzie to amerykanie przylecą w F35, przerzucą czołgi i po wojnie

    Gdybyś to powiedział w 2021 to miałbyś rację. Obecnie Rosja w ogóle nie stoi siłą własnego wojska, a błędami przeciwnika, ubytkami w jego armii i chaosem w ukraińskim dowodzeniu. Tylko dlatego jest w ogóle w stanie jeszcze iść do przodu, chociaż za każdy kilometr kwadratowy płaci drakońską cenę. Gdyby Zachód przekazał Ukrainie od samego początku to, co i tak w końcu jej przekazał, tylko w wieloletniej kroplówce, SZU miałoby teraz co najmniej Krym pod kontrolą (a Krym to nie jest byle co, inaczej Rosja dawno by go już poddała). Wiesz, mówimy o państwie które nie dysponując marynarką wojenną było w stanie zatopić najważniejsze jednostki floty czarnomorskiej, całkowicie paraliżując jej możliwość działania na terenie, od którego wzięła nazwę. Więc to nie USA jest tak silne, to Rosja jest tak słaba - dlatego IMHO nie byłoby nowego Stalingradu, choć na pewno nie byłoby łatwo. Po prostu Rosja ma to szczęście, że jej przeciwnik się właśnie wykrwawia. Ale Putin potrzebuje tego pokoju. Jeszcze rok takiej sytuacji i z jego gospodarki nie będzie co zbierać.

    Inna sprawa że gadać sobie możemy, a politycy zrobią co będą chcieli.


  • Są też bardzo śmieszne implikacje. Z wycieku maila skierowanego do CDC znamy listę słów kluczowych, które sygnifikują “zakazane” gałęzie badań.

    Wśród tych słów są na przykład “biologiczny mężczyzna” i “biologiczna kobieta”*.

    Wychodzi na to że osiągnęliśmy naszą ukrytą agendę. Niedługo bycie cis będzie w USA nielegalne. I nikt nie będzie mógł nic z tym zrobić <złowieszczy śmiech>.


    *)Niby po naszemu to jak “samiec” i “samica”, ale w angielskim imo te słowa nie mają tego samego ciężaru i są używane każualowo na określenie ludzi, podczas gdy u nas nie, więc ja tego tak nie tłumaczę.


  • Jeśli Trump nie jest tak głupi to wie też, że wejście do Konga z pokojowymi marines może wywołać tak koszmarny efekt domina w regionie, że dosłownie jeszcze w trakcie swojej kadencji tego pożałuje. Już lepiej wysyłać tę kroplówkę do Ukrainy. Gdyby scenariusz z Kongo był tak prosty do realizacji to uwierz mi, ktoś już by się za to zabrał. Historia pokazuje zresztą, że walka w dżungli nie jest specjalnością marines…

    To tak jak z tym jego pieprzeniem o Gazie: nie idzie o to, żeby naprawdę to zrealizować, bo przecież zradykalizowałoby to chyba każdego Araba na ziemi, łącznie z tymi w USA (prawie ~3 miliony obywateli pochodzenia arabskiego, z ogromną przewagą Libańczyków i Palestyńczyków). Idzie o to, żeby postraszyć wszystkich, którzy będą siadać do stołu, stworzyć właśnie wrażenie, że gdyby Stany chciały, mogłyby zrobić wszystko, więc lepiej przystać na ich warunki. I to wcale nie jest komunikat tylko dla Hamasu, ale też dla Netanjahu. W rzeczywistości ten kraj może mieć świetną technologię, niezłe wojsko i tak dalej, ale nie jest wszechmocny. Po prostu nowa doktryna dyplomatyczna jest najwidoczniej taka, że wszyscy mają bać się wizji tej wszechmocy na tyle, żeby nie próbowali testować tych granic. Taktyka 1:1 podjebana od Putina.

    Tu nie idzie o to, że Zełeński ma się dąsać i stawiać, że nie odda guzika. Bo to bez sensu. Wiadomo że Ukraina już dalej tej wojny nie udźwignie, że potrzebuje porozumienia pokojowego żeby się dosłownie nie wykrwawić. Ale nie może sobie pozwolić na porozumienie byle jakie, na porozumienie które nie daje jej żadnej opcji na przyszłość (albo kolejne wersje “porozumień mińskich”, martwych w chwili podpisania). I nie może dopuścić do tego, by to USA wymusiło na Ukrainie zgodę na zbyt dalekie ustępstwa wobec Rosji. A przede wszystkim nie można dopuścić do tego, by Ukraina wychodziła z tej wojny bez wyraźnego planu działania ze strony państw tzw. zachodu, które powinny wreszcie ogarnąć dupę i podpisać realne gwarancje pomocy (łącznie z podjęciem pierwszych kroków w celu przyjęcia UA do NATO tak żeby Putin widział, że to nie jest blef tylko shit is real this time). Jeśli wyjdzie tak, że to Trump będzie musiał zmuszać do tego np. Niemcy - spoko, dla mnie luz, ja chętnie pooglądam z popkornem w łapie jak elity się żrą. Byle tylko na wschód od nas było względnie spokojnie.





  • Nie no, nie ma aż takiego entuzjazmu u postronnych. Po prostu co chwila trafia się jakiś młody łepek z wyznaniami typu “ej jak myślicie zdałbym egzaminy do policji/dostałbym się do wojska” itp? Tak jak istnieją jakieś tam nieliczne transki które chcą walczyć z dysforią za pomocą embrejsowania jakiejś tradwive ideologii bo nwm, zrobi ją to bardziej babą czy co.

    Zjawisko występuje głównie poza lewackimi bańkami, w przestrzeniach niezdefiniowanych politycznie, gdzie takie pojęcia jak patriarchat i maczyzm też nie są jakoś specjalnie używane. Bo właśnie ci ludzie często trafiają na “ogólne” grupy dla LGBT po tym jak dostają zjeby w tych bardziej insiderskich. A tam, w tych przestrzeniach ogólnych, można znaleźć enabling każdego rodzaju spierdolenia.




  • Ale to akurat nic nowego. Właśnie od czasów sprzed II wojny to wręcz pospolita taktyka. Polska też zrobiła to z wieloma Niemcami na terenie kraju przed wrześniem 1939.

    Myślę że na tamtym etapie angażowana była FEMA, bo USA to kraj, który najpierw likwiduje agencje czy instytucje, które “normalnie” mogłyby się takim czymś zająć (HUD, FDAA, wcześniej RFC…), a potem ceduje ich zadania na barki innych instytucji które powołuje na zasadzie “a zróbmy im dodatkowe uprawnienia, kiedyś mogą się przydać, a przy okazji się oszczędzi”.

    BTW obawiam się że każdy “rozwinięty” kraj ma taki “contingency plan”, tylko lepiej go teraz ukrywa, ew. jest lepiej targetowany. Zresztą szczerze mówiąc, chyba wolalabym żeby zajęła się tym FEMA niż CIA…





  • Ależ ja to wiem. Tylko czym innym jest “aneksja” Tybetu który od dawna miał już chińską obecność i jego autonomia była dyskusyjna, a czym innym właśnie desant na coś, co od lat jest zupełnie autonomicznym bytem i w jakiś sposób wywalczyło sobie ten status. Zwłaszcza że wyspa nie była “odwiecznie” chińska.

    Po prostu chińska polityka zagraniczna opiera się o ideę buforów, mających chronić Państwo Środka. Od czasu japońskiej agresji Chiny boją się, że któreś z peryferyjnych terytoriów stanie się punktem wyjściowym potencjalnej agresji zewnętrznej (patrz: Mandżuria), stąd cała retoryka nastawiona nie na ekspansję, lecz na obronę granic.

    Z Tajwanem było historycznie tak, że mimo kilku wieków kontroli Chin nad tą wyspą (przejętą od Holendrów), nie robiono tam żadnych inwestycji ani nie interesowano się nią szczególnie, więc w konsekwencji przegranej wojny z Japonią w 1895 po prostu oddano ją wrogowi bez większego żalu. Japonia prowadziła tam oczywiście rasistowską i segregacyjną politykę wobec ludności Han, która masowo uciekała, ale ówczesne władze Chin ani myślały odbijać wyspy, bo z jej strony nigdy nie istniało realne zagrożenie.

    Japonia uprzemysłowiła i zmilitaryzowała Tajwan, ale nawet w czasie II wojny światowej nie używała go jako punktu agresji na kontynent. Wyprowadzano stamtąd ataki na Filipiny. Po kapitulacji Japonii, Tajwan znalazł się znów w granicach Republiki Chińskiej głównie dzięki ostrym wysiłkom tamtejszych buntowników przeciwko japońskiej władzy, ludzi którzy powołali nieformalną Republikę Formozy (dawna holenderska nazwa wyspy). Chiny “ludowe” nigdy wyspy nie kontrolowały i po ucieczce Czang-Kaj Szeka i całego KMT na Tajwan, nie podjęły próby agresji na wyspę, mimo sprzyjających warunków. Po wojnie domowej Tajwan był sekowany, obrażany, straszony, ale nie było nawet jednej próby ataku.

    Problemem przez lata we wzajemnych relacjach było głównie to, że chińscy nacjonaliści nie domagali się jedynie autonomii na Tajwanie, lecz przez całe dekady swoich niezbyt udanych tam rządów rościli sobie pretensje do terenu całych kontynentalnych Chin. Właściwie to dopiero odejście nacjonalistów od władzy na Tajwanie i powolna demokratyzacja państwa doprowadziły do tego, że państwo tajwańskie przestało te pretensje wysuwać. Mimo tego dalej upiera się przy nazwie “Republika Chińska” i używaniu flagi KMT.

    Chinom nie jest oczywiście w smak brak kontroli nad Tajwanem, ale z innych przyczyn niż obronne. Mając Tajwan, mogliby wywierać większą presję na Filipiny, a więc i na Stany Zjednoczone. Tyle że głupio to przyznać w retoryce opartej na koncepcji buforów obronnych. Chińskie społeczeństwo raczej boi się otwartej wojny z USA. Taka aneksja musi być dobrze sprzedana, musi powstać wrażenie że naprawdę służy obronie granic, i że przede wszystkim nie będzie kosztować chińczyów zbyt wiele zasobów i żyć. To nie Rosjanie, którzy poprą ideę walki do ostatniego człowieka w obronie “godności”.

    Mając to wszystko na uwadze oraz mając na uwadze fakt, że chińskie władze są tego bardziej niż świadome, ruchy w kierunku rzeczywistej inwazji są o tyle niepokojące, że skoro mimo tej świadomości ChRL i tak postanawia uderzyć, to może wie coś czego my nie wiemy. Albo, jeszcze gorzej: jest w takiej desperacji że pilnie potrzebuje narzucić swoją siłę na Pacyfiku, bo okno czasowe się kurczy.

    A Tajwan nie podda się bez walki i nawet z pasywnym tylko zaangażowaniem USA (np. strącaniem chińskich rakiet przez amerykańskie okręty) ta inwazja może kosztować bardzo dużo. Niestety również nas.



  • Dobra, pierwszy raz zaczynam się bać.

    Takich rzeczy nie robi się, żeby pozorować ruchy ani żeby straszyć przeciwnika. Temu służą manewry, strzelanie pociskami bez głowic, itp. To jest już konkretna faza przygotowań.

    Inna sprawa że chińska polityka jest kompletnie nieprzewidywalna z perspektywy zachodniej optyki. Nie mamy też żadnego materiału historycznego do analizy porównawczej. Ani krótki konflikt graniczny z ZSRR ani okupacja i aneksja Tybetu nie mogą się równać z dosłownym wypowiedzeniem wojny sojusznikowi USA - nieważne, jakie fikołki robi obecnie Partia, żeby przekonać wszystkich że Tajwan to kolejny “bufor” niezbędny Chińczykom do życia.





  • Ja im wrócę.

    Na szczęście u mnie w robocie celowo pozatrudniano osoby z dosłownie całej Polski, tak że gdyby chciano im kazać jeździć do biura, musianoby im wypłacić srogie dodatki relokacyjne albo za dojazdy. A szkolenie pracownika na to stanowisko trwa do pół roku.

    Oczywiście nie mam złudzeń, że jak będzie trzeba to się nas wszystkich wywali, ale na razie jeszcze się tak nie boję. Nic nie daje tyle czasu dla siebie w kapitalizmie co praca zdalna (no, poza brakiem pracy w ogóle).

    BTW zauważyliście że CEO tych firm nie mają ŻADNYCH argumentów odnośnie potrzeby powrotu do biur? Ani ta słynna produktywność, ani nawet rzekoma integracja zespołu. Nie, oni chcą wyłącznie większej kontroli nad pracownikiem i ograniczenia mu życiowego pola manewru żeby się nie rozbestwił i nie zaczął rozglądać się za alternatywami. :)